Polski

Setki tysięcy protestujących przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego

Artykuł ukazał się w języku niemieckim 28 października 2020

Od końca ubiegłego tygodnia dziesiątki tysięcy osób w Polsce protestuje przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego. W samej stolicy Warszawy w zeszłą środe wieczór na ulicach było ponad 400 000 osób. W Poznaniu, Wrocławiu, Krakowie i w sumie ponad 60 miastach, protestowało kolejne tysiące.

Protesty trwają już od kilku dni mimo, że władza państwowa podejmuje działania przeciwko manifestacjom z użyciem dużej siły policyjnej, brutalnie używającej gazu łzawiącego przeciwko pokojowo demonstrującym kobietom w Warszawie. Ze względu na restrykcje przeciw koronawirusie przybierają one spontaniczne i różnorodne formy.

Również w Internecie wyrażane jest niezadowolenie na dużą skalę. Na przykład, petycja online avaaz została podpisana do tej pory ponad 1,5 miliona razy i udostępniona 300.000 razy na samym tylko Facebooku. Demonstranci powiedzieli dziennikarzom, że kraj ten cofnął się o 200 lat, nie powinno być takiego ataku na prawa człowieka w 2020 roku.

W ubiegły poniedziałek w Warszawie zablokowano liczne skrzyżowania i place, dzięki czemu w wielu miejscach zatrzymał się ruch samochodowy i komunikacja miejska.  

Masowe protesty zostały wywołane decyzją polskiego Trybunału Konstytucyjnego o uznaniu poprzedniej regulacji prawnej dotyczącej aborcji za niezgodną z konstytucją. Aborcje naruszyły ochronę życia gwarantowaną przez konstytucję. W przyszłości aborcja będzie legalna tylko wtedy, gdy stanowi zagrożenie dla zdrowia kobiety lub gdy ciąża jest wynikiem przestępstwa. Ponieważ 98% z około 1000 aborcji wykonanych rocznie w Polsce w ubiegłym roku było uzasadnionych nieuleczalną chorobą płodu, jest to równoznaczne z całkowitym zakazem aborcji.

Polska miała już jedno z najsurowszych praw aborcyjnych w UE, dlatego też wiele Polek wyjeżda za granicę lub podejmuje się zagrażającą życiu aborcji w domowym zaciszu. "Wakacje na Słowacji" to znana metafora na temat aborcji. Obrońcy praw człowieka zakładają, że liczba niezgłoszonych aborcji wynosi ponad 100.000,( co odpowiada mniej więcej liczbie legalnie przeprowadzany aborcji w niemczech. 

Już w 2016 roku rządząca partia PiS zaproponowała zmianę ustawy w Sejmie, która przewidywała podobne ograniczenie aborcji. Również wtedy gniew na reakcyjny atak na prawa kobiet wyładował się w masowych protestach na terenie całego kraju. W szczytowym momencie pierwszej fali "Czarnych Protestów" w samej tylko Warszawie protestowało ponad 20 tys. osób. Rząd przestraszył się tego masowego ruchu, a sami posłowie PiS głosowali częściowo przeciwko prawu.

Tym razem PiS ominął Sejm. Zamiast poprawnie dyskutować i głosować w organach parlamentarnych nad projektem ustawy wprowadzonym po wyborach w 2019 roku, 119 posłów PiS i innych prawicowych frakcji skierowało pytanie do Trybunału Konstytucyjnego.

PiS mógł być pewien, że Trybunał Konstytucyjny podejmie decyzję po jego myśli. Po zwycięstwie wyborczym w 2015 r., PiS rozpoczął kilkuletnią kampanię mającą na celu dostosowanie pod siebie wymiaru sprawiedliwości. W wyniku ataków na konstytucyjny podział władzy, praktycznie nie ma już w Polsce niezależnego sądownictwa. Szczególnie Prezydent Rzeczypospolitej ma szerokie uprawnienia do interweniowania w pracy i obsadzie stanowisk w sądach.

Wraz z niemal całkowitym zakazem aborcji PiS wzmaga swój atak na prawa człowieka i swój autorytarny, skrajnie prawicowy kurs. Działa ona jednak z pozycji słabości.

W ostatnich wyborach w 2019 r. PiS rozbudował swoją przewagę w Sejmie, ale stracił większość w Senacie. Ponowny wybór Andrzeja Dudy na Prezydenta w tym roku również wynikał tylko z  nieznacznej przewagi  głosów.

O tym, że od czasu reelekcji rząd PiS przechodzi z kryzysu do kryzysu, świadczy również duża liczba przetasowań w rządzie. Szef rządu Mateusz Morawiecki już siedmiokrotnie zastępował poszczególnych lub kilku ministrów lub zmieniał departamenty. Na przykład w sierpniu tego roku zastąpiono ministrów spraw zagranicznych i zdrowia, a w październiku zastąpiono ministrów edukacji i rolnictwa oraz kilku innych ministrów.

Na uwagę zasługuje również wejście Jarosława Kaczyńskiego do rządu, w którym sprawuje on urząd wicepremiera bez departamentu. Od końca rocznej kadencji w 2007 r. Kaczyński nie sprawował urzędu państwowego i kierował pracami rządu i prezydenta jako szara eminencja partii PiS.

Pandemia koronawirusa i niedbała polityka otwarcia kraju przez rząd jeszcze bardziej zaostrzyła kryzys. Zakażenia nasilają się również w Polsce. W ciągu ostatnich kilku dni zgłaszano dziennie ponad 10 000 nowych zakażeń, osiągając wczoraj nowy szczyt z ponad 16 000. Dwóch członków rządu, były minister zdrowia Łukasz Szumowski i nowo mianowany minister edukacji również zarazili się Koroną.

Epidemiolog Tomasz Oszorowski wyjaśnił, że zbliżamy się do punktu krytycznego, w którym "załamuje się zaopatrzenie klinik". Jego kolega Robert Flisiak porównał sytuację w Polsce z tą we Włoszech na wiosnę. Zdjęcia trumien, które trzeba było wywieźć w wojskowych ciężarówkach, objegły wtedy cały świat.

Rząd polski świadomie zaakceptował wzrost infekcji, aby nie zagrozić zyskom gospodarki. Szalejąca liczba przypadków w śląskim regionie górniczym ujawniła już latem swoją pogardę dla ludzkiego życia. Podczas gdy w tamtym czasie były one jeszcze lokalnie ograniczone, to gdy w wrześniu otwarto szkoły nowe infekcje wybuchły w całym kraju. Podczas gdy do września dzienna liczba infekcji nigdy nie przekroczyła 1000, od tego czasu wzrosła dziesięciokrotnie.

Ta reakcyjna polityka spotkała się już z masowymi protestami uczniów, które teraz zbiegają się w czasie z protestami przeciwko zakazowi aborcji. Obojętność rządu wobec śmiertelnych niebezpieczeństw pandemii koronawirusa pokazuje również, że proaborcyjne twierdzenie przeciwników, że troszczą się oni o ochronę (nienarodzonego) życia, jest czystą hipokryzją.

Podczas gdy w przeszłości PiS zabezpieczał swoją władzę mieszanką prawicowego populizmu i jałmużny socjalnej, w szczególności programem 500+, to pogłębiający się światowy kryzys gospodarczy pozbawia ich ograniczone reformy społeczne podstaw.

Według szacunków Banku Światowego, tylko w drugim kwartale tego roku produkcja gospodarcza spadła o 8 proc., a dług publiczny wzrósł o 160 mld zł. W związku z pogłębiającym się kryzysem powinno to być tylko przedsmakiem tego, co ma nastąpić.

Jednocześnie nasilają się międzynarodowe napięcia między największymi potęgami, przede wszystkim między USA i UE. Polska próbuje manewrować pomiędzy tymi obozami. Ostatnio starała się również o ścisłą współpracę z obozem Donalda Trumpa podczas kampanii wyborczej na prezydenta.

Jak już w przeszłości, PiS zwiększa swoją prawicową, ekstremistyczną retorykę. Tony jawnie faszystowskie i antysemickie stają się coraz głośniejsze. Podobnie jak zeszłoroczna "wojna" ze społecznością LGTB, również kampania przeciwko aborcji naznaczona jest tonami faszystowskimi, które przekształcają ją w walkę z "kulturą" lub "neomarksizmem".

PiS od dłuższego czasu stara się kultywować środowisko faszystowskie i wykorzystywać je do swoich celów. Już w 2018 roku Duda i Morawiecki wzięli udział w "Marszu Niepodległości", w którym dominowały organizacje skrajnie prawicowe, takie jak Obóz Narodowo Radykalny (ONR) i Młodzież Wszechpolska.

Teraz ci sami prawicowi ekstremiści po raz kolejny ściśle współpracują z aparatem państwowym, aby podjąć działania przeciwko protestom. W ostatnią niedzielę w Warszawie faszystowski ONR ustawił się przed drzwiami kościoła Bazyliki Świętego Krzyża i odmówił dostępu demonstrantom. Na oczach policji zaatakowano demonstrantów i siłą odciągnięto.

W ubiegły poniedziałek, również w Warszawie, BMW wjechał na manifestację i zranił kobietę tak bardzo, że musiała jechać do szpitala. Incydent ten przypominał Charlottesville w USA, gdzie w 2017 roku prawicowy ekstremista doprowadził do śmierci kontrdemonstratora, od tego czasu takie ataki na demonstrantów w USA stały się częstsze.

Ponieważ Kościół katolicki jest jednym z głównych zwolenników kampanii antyaborcyjnej, w wielu miejscach protest został przeprowadzony w kościołach poprzez symboliczne działania. Podczas gdy prawicowych i ekstremistycznych bandytów zostawia się w spokojui, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro potępia protesty bez użycia przemocy. W poniedziałek powiedział: "W związku z bezprecedensową eskalacją zachowań przestępczych wobec osób wierzących, w tym zastraszania, niszczenia i bezczeszczenia miejsc kultu religijnego, poleciłem podległym mi prokuratorom monitorować te sprawy."

We wtorek premier Morawiecki w podobny sposób potępił "akty wandalizmu, agresji i barbarzyństwa ... na kościoły, na nasze święte miejsca, na ludzi i ich prawa" i zapowiedział rozmieszczenie żandarmerii wojskowej na ulicach od środy.

Małgorzata Tracz, liderka Partii Zielonych, część Koalicji Obywatelskiej prowadzonej przez Platformę Obywatelską (PO), mówiła o "wojnie", za którą Kaczyński jest odpowiedzialny i którą przegra.

Za wojennym i czasem histerycznym językiem zarówno rządu, jak i opozycji kryje się strach klasy rządzącej przed rewolucyjnym powstaniem. Masowe protesty, które rozprzestrzeniły się również na obszary wiejskie, czyli tradycyjny elektorat PiS, karmione są ogólnym gniewem społecznym wobec panujących warunków.

Michał Szułdrzyński w komentarzu w Rzeczpospolitej wyraźnie ostrzegał, że PiS "uwolnił element, którego być może nie będzie już w stanie kontrolować" i że opozycja "nie skorzysta na protestach najbardziej". Już w niedzielę, Szułdrzyński wraz z redaktorem naczelnym Bogusławem Chrabotą oświadczyli, że wyrok Trybunału Konstytucyjnego był iskrą, która podpaliła Polskę" i żądali żeby: "Pożar ten natychmiast ugasić".

Partie opozycyjne bloku lewicowego odgrywają kluczową rolę w kontrolowaniu i hamowaniu protestów oraz zapobieganiu niezależnej mobilizacji klasy robotniczej przeciwko skrajnie prawicowemu kursowi PiS.

Feministyczna grupa "Strajk Kobiet" (Ogólnopolski Strajk Kobiet – OSK), która organizuje protesty w wielu miejscach pochodzi z inicjatywy pseudolewicowej partii "Lewica Razem". Marszałkiem OSK jest Marta Lempart, która w 2019 roku kandydowała dla nowo założonej przez Roberta Biedronia liberalnej partii "Wiosna". W zeszłorocznych wyborach parlamentarnych Lewica Razem i Wiosna wystartowały na wspólnej liście wyborczej z socjaldemokratyczną SLD. SLD jest oficjalnym następcą byłej stalinowskiej partii państwowej i jako długoletnia partia rządząca po przywróceniu kapitalizmu, podobnie jak PO, przeprowadzała ostre ataki społeczne.

Pracownicy i młodzież muszą wyciągnąć z tych doświadczeń niezbędne wnioski. Protesty na rzecz podstawowych praw demokratycznych i społecznych, bezpiecznej edukacji i spójnej ochrony w czasie pandemii wymagają niezależnej mobilizacji i organizacji klasy pracującej w oparciu o międzynarodowy program socjalistyczny.

Loading