Polski

Jak niemiecki militaryzm wykorzystuje wojnę na Ukrainie

Artykuł ukazał się pierwotnie 2 marca na anglojęzycznej stronie WSWS

Rosyjska inwazja na Ukrainę wywołała u znacznej części społeczeństwa niemieckiego przerażenie i strach przed trzecią wojną światową. Kręgi rządzące reagują zupełnie inaczej: za głośnym moralnym oburzeniem i potępieniem prezydenta Putina kryje się ledwie tłumiona euforia.

Nareszcie - tak brzmiał ton niezliczonych przemówień polityków i komentarzy mediów - nareszcie wolno nam się zbroić i znów prowadzić wojny. Przez 75 lat musieliśmy się ograniczać, przepraszać za zbrodnie nazistów, wycofywać się do pacyfistycznej opinii publicznej. To już koniec!

W niedzielę rano na specjalnej sesji Bundestagu wyrażono właśnie takie odczucia. Deputowani ze wszystkich frakcji wiwatowali kanclerzowi Olafowi Scholzowi, który ogłosił największy program dozbrojenia od czasów Hitlera i dostawy broni na Ukrainę, co w praktyce czyni Niemcy stroną wojny. Scholz mówił o „epokowym przełomie“ („Zeitenwende“), a media ochoczo podchwyciły to określenie.

–Decyzja rządu niemieckiego o dostarczeniu broni na Ukrainę jest historyczna. Podobnie jak obietnice dotyczące wyposażenia Bundeswehry. I jedno i drugie jest słuszne –napisał Nico Fried w Süddeutsche Zeitung. – Uznanie lekcji historii za decydującą maksymę uczyniłoby rząd niemiecki politycznie niezdolnym do działania. Obecnie udało mu się wybrnąć z tej sytuacji –dodał.

Jasper von Altenbockum wyszydził we Frankfurter Allgemeine Zeitung„zachodnioniemiecką tradycję pozwalania innym na płacenie za bezpieczeństwo, pod której parasolem łatwo było moralizować“. Obecnie niemiecki idealizm okazuje się „historycznym błędem, oszustwem, moralną i materialną porażką pokolenia“, które szuka słów, aby „znaleźć drogę z prowincji swoich pokojowych iluzji i z powrotem znaleźć się w centrum spraw światowych“.

Współredaktor Frankfurter Allgemeine ZeitungBerthold Kohler, jeden z najgorszych podżegaczy wojennych w niemieckich mediach, nawet wyraźnie podziękował Putinowi - potwierdzając ocenę WSWS, że Ukraina posłużyła NATO jako przynęta, by zwabić Rosję do wojny.

–Gdyby to nie zabrzmiało cynicznie, należałoby być wdzięcznym prezydentowi Rosji za to, że wyprowadził niemiecką politykę zagraniczną i bezpieczeństwa z jej Chmurnego Kukułczyna i sprowadził na ziemię –skomentował Kohler na łamach Frankfurter Allgemeine Zeitung27 lutego. SPD (Socjaldemokratyczna Partia Niemiec) obecnie „opróżnia stare stanowiska tak szybko, że nawet Moskwa ma chyba problemy z nadążaniem“. Sprzeciw SPD wobec celu dwuprocentowego, dalsze dzielenie się bronią jądrową, zakup uzbrojonych samolotów bezzałogowych - to wszystko „nie ma już znaczenia“.

Sam Kohler nie jest tym usatysfakcjonowany i wzywa do użycia bomby atomowej. – Krucjata Putina przeciwko Zachodowi zmusza jednak Niemcy do zajęcia się kwestią, na którą, znów odwołując się do własnej przeszłości, uważają one, że odpowiedziały na nią po wsze czasy: kwestią atomową – pisze w innym komentarzu Frankfurter Allgemeine Zeitung.

Doświadczenia z Donaldem Trumpem pokazały Europejczykom, „że nie ma wiecznej gwarancji dla nuklearnego parasola Ameryki“. Francuski arsenał odstraszania jest zbyt słaby. Jeśli Europejczycy nie chcą ugiąć się pod rosyjską presją, „to Europa musi stać się potęgą jądrową godną tego miana. Bez udziału Niemiec nie będzie to możliwe“.

Podobne komentarze można znaleźć w niemal wszystkich gazetach, nie mówiąc już o licznych programach typu talk show w telewizji publicznej. Tutaj głos mają tylko przeciwnicy Rosji; imperatyw równowagi padł ofiarą „epokowego przełomu“.

Niedzielne obrady Bundestagu przebiegały w atmosferze euforycznego wojennego szaleństwa. Posłowie wielokrotnie podnosili się do owacji na stojąco. Partie czerwono-zielono-żółte i unijne prześcigały się w militarystycznych hasłach i zapewniały o swoim wzajemnym wsparciu. Lewica i AfD (Alternatywa dla Niemiec) również przyłączyły się do wojennego chóru.

Jeden poseł Partii Lewicy po drugim przyznawał się do karygodnego niedoceniania Putina. Najbardziej prominentny przedstawiciel tej partii, Gregor Gysi, już wcześniej oświadczył w porannym programie ZDF, że wszystko, co powiedział, a co było krytyczne wobec Zachodu i NATO, stało się „makulaturą, ponieważ teraz Putin postanowił prowadzić zbrodniczą wojnę napastniczą, która narusza prawo międzynarodowe“.

Gysi nie wyjaśnił, dlaczego atak Putina na Ukrainę retrospektywnie usprawiedliwia bombardowanie Belgradu, zniszczenie Afganistanu, Iraku, Libii i Syrii, Guantanamo, Abu Ghraib i wiele innych zbrodni wojennych popełnionych przez NATO i jej członków.

Wreszcie, główne przesłanie debaty podsumował Rüdiger Lucassen, poseł do parlamentu z ramienia skrajnie prawicowej AfD. – Brutalna polityka władzy powraca i wypiera etykę myślenia z niemieckiej polityki – oświadczył były zawodowy oficer Bundeswehry. – Niemcy nie mają innego wyjścia –powiedział. Rząd federalny musi „skierować koło w stronę polityki mocarstwowej“, co oznacza również „posiadanie zdolności wojskowych“.

Nie zadowalając się masowym dozbrajaniem, Lucassen wezwał do uzupełniającej ofensywy ideologicznej. Rząd federalny był „odpowiedzialny za podniesienie świadomości nowej zdolności do obrony wśród naszego narodu“. Powiedział, że należy reaktywować obowiązkową służbę wojskową. – Zdolność do obrony jest ceną naszej wolności – oświadczył.

Dążenia do powrotu do polityki mocarstwowej i militaryzmu z minionych czasów są niemal tak stare jak sama Republika Federalna. To nie SPD stanęła na przeszkodzie, jak sugeruje Kohler w Frankfurter Allgemeine Zeitung, lecz opór szerokich rzesz społeczeństwa, które po dwóch wyniszczających wojnach i bestialskich zbrodniach Wehrmachtu w II wojnie światowej były zdecydowane nie dopuścić do kolejnej wojny. Z drugiej strony SPD popierała każdą ekspansję militaryzmu i miała wielu ministrów obrony.

Już w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych miały miejsce masowe protesty przeciwko utworzeniu Bundeswehry, które w latach sześćdziesiątych znalazły swoją kontynuację w ruchu przeciwko broni jądrowej. Na początku lat osiemdziesiątych setki tysięcy osób demonstrowały przeciwko rozmieszczeniu w Niemczech pocisków jądrowych średniego zasięgu. W 2003 r. ponad pół miliona demonstrantów wyszło na ulice Berlina przeciwko wojnie w Iraku.

Mimo to wysiłki na rzecz ożywienia niemieckiego militaryzmu nie słabły. Klasa rządząca postrzegała zjednoczenie Niemiec jako szansę na przywrócenie swojej dominacji w Europie. – Jako naród liczący 80 milionów ludzi, jako najsilniejszy gospodarczo kraj w centrum Europy, ponosimy szczególną odpowiedzialność – oświadczył w 1993 roku ówczesny minister spraw zagranicznych Klaus Kinkel (Wolna Partia Demokratyczna - FDP). – Jesteśmy predestynowani, ze względu na nasze centralne położenie, naszą wielkość i nasze tradycyjne relacje z Europą Środkowo-Wschodnią, do czerpania głównych korzyści z powrotu tych państw do Europy – powiedział.

Od tego czasu Unia Europejska i NATO przesuwały się coraz bardziej na wschód, na czym najbardziej skorzystały Niemcy, zarówno pod względem gospodarczym, jak i geopolitycznym. W 1999 roku SPD i Zieloni zorganizowali, wbrew znacznemu oporowi we własnych szeregach, pierwszą międzynarodową operację wojenną Bundeswehry, która przypieczętowała podział Jugosławii na siedem bezsilnych przytułków dla ubogich, zależnych od wielkich mocarstw.

W 2014 roku Wielka Koalicja zintensyfikowała wysiłki, by pomóc Niemcom - jak to określił ówczesny prezydent federalny Joachim Gauck - „odgrywać bardziej aktywną rolę w świecie“ i realizować politykę wielkiego mocarstwa. Wsparła pucz na Ukrainie, który przy pomocy faszystowskich bojówek wyniósł do władzy antyrosyjski reżim i położył podstawy pod dzisiejszą wojnę.

Wydatki wojskowe Niemiec w latach 2013-2021 (grafika: Bundeswehra)

Od tego czasu niemiecki budżet obronny gwałtownie wzrósł - z 32,4 mld euro w 2014 r. do 46,9 mld euro w 2021 r., a teraz za jednym zamachem ma zostać potrojony.

Twierdzenie, że w wojnie na Ukrainie chodzi o obronę wolności i demokracji przed autorytarnym dyktatorem, które nieustannie powtarzają zwłaszcza Zieloni, po bliższym sprawdzeniu rozpada się jak domek z kart.

Działania Putina mają niewątpliwie charakter reakcyjny. Reprezentuje on interesy rosyjskich oligarchów, którzy wzbogacili się na grabieży majątku społecznego Związku Radzieckiego. Jego nacjonalizm, który sięga do tradycji Stalina i wielkorosyjskiego szowinizmu imperium carskiego, nie jest w stanie odwrócić katastrofalnych skutków rozpadu Związku Radzieckiego sprzed trzydziestu lat. Dzieli klasę robotniczą i popycha ją w ramiona nacjonalistycznych demagogów.

Ale reżim ukraiński nie jest lepszy, nie spełnia nawet minimalnych wymogów demokracji. Jego siły zbrojne są pełne faszystowskich bojówek, takich jak Batalion Azow, które - według raportu amerykańskiego magazynu Time- w ciągu ostatnich sześciu lat przeszkoliły 17 000 zagranicznych towarzyszy broni z 50 krajów.

Rząd niemiecki o tym wie. Jeszcze 9 lutego br. prorządowa Fundacja Nauki i Polityki (SWP) opublikowała raport zatytułowany „Ukraina pod rządami prezydenta Zełenskiego“, w którym wystawiła druzgocącą ocenę ukraińskiemu reżimowi, wspieranemu dużymi funduszami przez Niemcy.

„Oprócz instytucji konstytucyjnych, w kraju działają potężne aktorzy, które nie podlegają demokratycznej odpowiedzialności“ - czytamy w raporcie. Należą do nich oligarchowie oraz regionalne sieci polityczno-gospodarcze i kręgi osób związanych z wymiarem sprawiedliwości. „Ze względu na upolitycznione sądownictwo i duży wpływ potężnych nieformalnych aktorów na system polityczny“, Ukrainy nie można uznać za „liberalną demokrację“. A ponieważ „Ukraina jest zależna od wspólnoty państw zachodnich pod względem polityki bezpieczeństwa i gospodarki', ta ostatnia „stała się kolejnym ważnym aktorem w kraju“.

W skrócie: Ukraina to państwo zdominowane przez skorumpowanych kolesiów i nieuczciwe sądownictwo, kontrolowane i manipulowane przez mocarstwa zachodnie.

Ponadto NATO nie jest pokojowym sojuszem państw demokratycznych, lecz wojennym sojuszem mocarstw imperialistycznych, które dysponując 1,1 bilionem dolarów w 2020 roku, odpowiadają za ponad połowę światowych wydatków na cele wojskowe i w ciągu ostatnich trzydziestu lat prowadziły liczne wojny naruszające prawo międzynarodowe.

Dla niemieckiej burżuazji Ukraina jest tylko środkiem do celu. Głód niemieckiej gospodarki na rynki zbytu i surowce oraz narastające konflikty społeczne w kraju powodują, że wraca ona na drogę, którą podążała już w czasie dwóch wojen światowych - ekspansji na Wschód.

Podczas gdy w ostatnich dziesięcioleciach realizowała swoje cele środkami pokojowymi pod hasłem „zmiany poprzez handel“, obecnie ponownie ucieka się do użycia siły militarnej. To jest właśnie ten „epokowy przełom“, który Bundestag i media świętują z takim entuzjazmem. Inwazja Putina na Ukrainę, którą Niemcy i NATO celowo sprowokowały, wydaje się dla nich wybawieniem.

Konsekwencje tej polityki są katastrofalne. Nie tylko przywołują niebezpieczeństwo militarnej konfrontacji z nuklearną potęgą, jaką jest Rosja, co doprowadziłoby do zniszczenia Europy. Francja, Wielka Brytania i USA na dłuższą metę nie zaakceptują również tego, że Niemcy, które pokonały w dwóch wojnach światowych, mają ponownie stać się dominującym wielkim mocarstwem w sercu Europy. Bez względu na to, jak często NATO i Unia Europejska powołują się na swoją jedność i spójność, ich agresywna polityka już zawiera zalążki przyszłych konfliktów.

Jedynym sposobem wyjścia z tego impasu jest międzynarodowa ofensywa klasy robotniczej, jednocząca robotników ukraińskich, rosyjskich, europejskich, amerykańskich i wszystkich innych, łącząca walkę przeciwko wojnie z walką przeciwko jej przyczynom, kapitalizmowi i przestarzałemu systemowi państw narodowych.

Loading