Polski

Niemiecko-europejskie plany wojenne: politycy i media świętują zwycięstwo Macrona w wyborach

Ponowny wybór prezydenta Francji Emmanuela Macrona wywołał wśród niemieckich polityków mieszankę radości i ulgi.

„Félicitations! Gratulacje, drogi prezydencie Emmanuelu Macronie. Twoi wyborcy również wysłali dziś do Europy silne zobowiązanie. Cieszę się, że będziemy kontynuować naszą dobrą współpracę!” — napisał na Twitterze kanclerz Niemiec Olaf Scholz (SPD, Socjaldemokratyczna Partia Niemiec) wieczorem w dniu wyborów.

Prezydent Francji Emmanuel Macron wita się z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem przybyłym na szczyt UE w Pałacu Wersalskim 10 marca 2022 r. (zdjęcie AP/Michel Euler, plik) [AP Photo/Michel Euler, File]

Podobne odczucia wyrażali czołowi przedstawiciele niemieckiego rządu i opozycji. „Jestem pewien, że nie tylko ja czuję się teraz odciążony. Gratulacje, prezydencie Emmanuelu Macronie i mój kolego J. Denormandie!” — napisał minister środowiska Cem Özdemir z Partii Zielonych.

„Tańczę! Wielka ulga i nasze najserdeczniejsze gratulacje dla Emmanuela Macrona i naszych francuskich przyjaciół!” — napisała przewodnicząca SPD Saskia Esken.

Lider FDP (Wolna Partia Demokratyczna) i federalny minister finansów Christian Lindner określił zwycięstwo Macrona mianem „wyborów kierunkowych”. Dlatego„największym zwycięzcą tych wyborów jest zjednoczona Europa. Vive la France, vive l'Europe”.

Oprócz skrajnie prawicowej AfD (Alternatywa dla Niemiec), której lider Tino Chrupalla pogratulował „naszej partnerce Marine Le Pen”, do chóru przyłączyły się również partie opozycyjne.

Szef CDU (Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna) Friedrich Merz oświadczył, że dzięki Macronowi „także Europa odniosła dziś zwycięstwo”. „Wybór prezydenta Macrona jest dobry dla Europy i stosunków francusko-niemieckich. Gratulacje dla prezydenta Emmanuela Macrona” — radował się „lewicowy” premier Turyngii Bodo Ramelow.

Politycy i media mantrycznie uzasadniają swoje poparcie dla Macrona rzekomym sprzeciwem wobec nacjonalizmu i prawicowego ekstremizmu. „Normalizacja ekstremistycznego dyskursu w poprzedniej kampanii wyborczej jest ostrzeżeniem” — ostrzegł na Twitterze lider Partii Zielonych Omid Nouripour. Teraz trzeba „z całą mocą stanąć w obronie demokracji i wolności oraz bronić naszych europejskich wartości”.

Wszystko to jest oczywistym absurdem. W rzeczywistości Macron w ciągu ostatnich pięciu lat w coraz większym stopniu przyjmował i realizował program skrajnej prawicy. Minister spraw wewnętrznych Macrona, Gérald Darmanin, sympatyk skrajnie prawicowej Action Française, przyjął przepisy dyskryminujące stowarzyszenia muzułmańskie i publicznie krytykował Le Pen za zbytnią „miękkość” w kwestii islamu.

Sam Macron nazwał nazistowskiego kolaboranta Philippe'a Pétaina „wielkim żołnierzem” i wielokrotnie mobilizował notorycznie prawicową francuską policję przeciwko żółtym kamizelkom, protestującym studentom i strajkującym robotnikom. W czasie pandemii „prezydent bogaczy” prowadził pandemiczną politykę zarażania w interesie rynków finansowych, masowo deportował uchodźców, a w polityce zagranicznej postawił na militaryzm i wojnę.

W Niemczech te same partie, które teraz świętują Macrona, również realizują program skrajnej prawicy. Od czasu dojścia do władzy w listopadzie ubiegłego roku koalicja SPD, FDP i Zielonych stale intensyfikuje politykę oszczędności socjalnych, wewnętrznych i zewnętrznych zbrojeń oraz rozprzestrzeniania się pandemii. Zaprzestano wszelkich działań ochronnych wobec Covid-19 i zintensyfikowano działania państwa przeciwko lewicy.

Reakcyjna inwazja Putina na Ukrainę została natychmiast wykorzystana przez rząd jako pretekst do potrojenia niemieckiego budżetu wojskowego, a tym samym do największego dozbrojenia od czasów Hitlera. De facto, 80 lat po niemieckiej inwazji na Związek Radziecki, znów prowadzi wojnę z Rosją na Ukrainie — ze wszystkimi tego konsekwencjami. Politycy i media prowadzą antyrosyjską nagonkę, przypominającą najczarniejsze czasy w historii Niemiec.

To właśnie te wojownicze ambicje leżą u podstaw niemieckiego poparcia dla Macrona. Najpóźniej od 2014 r. klasa panująca otwarcie dąży do militaryzacji Europy pod przywództwem Niemiec, aby realizować swoje globalne interesy geostrategiczne i gospodarcze. Jako zwolennik Unii Europejskiej i bardziej niezależnej europejskiej polityki zagranicznej Macron jest postrzegany jako sprzymierzeniec w realizacji niemiecko-europejskiej ofensywy wielkomocarstwowej.

Znamienny jest komentarz we Frankfurter Allgemeine Zeitung zatytułowany „W Paryżu siedzi partner z odwagą”. Wyraża uznanie dla Macrona za to, że „nie szuka ratunku w taktycznym eurosceptycyzmie”, mimo dużej liczby „niezadowolonych” francuskich wyborców. Macron „miał raczej odwagę promować UE jako rozwiązanie problemów globalizacji, zarówno materialnych, jak i tożsamościowych”.

Teraz jednak prezydent Francji i UE muszą również „dostarczyć”. A to „nie byłoby możliwe bez kanclerza Olafa Scholza” i ogłoszonego przez niego „epokowego przełomu” w polityce zagranicznej. „Jeśli Scholzowi udałoby się uczynić z Niemiec militarny i polityczny filar europejskiej suwerenności, wówczas francusko-niemiecki silnik nabrałby rozpędu” — pisze Frankfurter Allgemeine Zeitung, głosząc swoją nadzieję.

Co to konkretnie oznacza, można zobaczyć w tak zwanym „Kompasie strategicznym bezpieczeństwa i obrony”. Dokument przyjęty przez Radę Europejską 21 marca brzmi jak plan bardziej niezależnej europejskiej polityki wojennej. „W czasach strategicznej konkurencji” i „poważnych zmian geopolitycznych” musi chodzić o „obronę naszych interesów” — czytamy we wstępie.

Poniżej znajduje się katalog środków wojskowych i bezpieczeństwa, które przekształciłyby Europę w prawdziwą unię wojenną, zdolną do interwencji wojskowej nawet niezależnie od USA i NATO. „Musimy być w stanie działać szybko i zdecydowanie w przypadku wybuchu kryzysu — w miarę możliwości wspólnie z partnerami, a w razie konieczności samodzielnie” — czytamy w dokumencie.

W tym celu UE ma 1) wzmocnić swoje „cywilne i wojskowe misje i operacje w ramach WPBiO”, 2) „rozwinąć zdolności szybkiego reagowania UE, które pozwolą nam na szybkie rozmieszczenie do 5 tys. sił w sytuacji zagrożenia” oraz 3) „wzmocnić struktury dowodzenia, w szczególności Sztab Planowania i Prowadzenia Operacji Wojskowych”.

Aby osiągnąć niezbędne zdolności bojowe, państwa UE zobowiązują się do „większych i lepszych wydatków na obronę” oraz do gruntownej modernizacji. Celem jest między innymi „wspólne rozwijanie najnowocześniejszych zdolności wojskowych” we „wszystkich obszarach operacyjnych”, w tym „wysokowydajnych platform morskich, systemów walki powietrznej przyszłości, zdolności kosmicznych i głównych czołgów bojowych”.

Niektóre z tych projektów są już realizowane. Na przykład w ramach „specjalnego funduszu Bundeswehry” o łącznej wartości 100 mld euro przewidziano wydatki w wysokości ok. 34 mld euro na „wielonarodowe projekty zbrojeniowe”. Należą do nich francusko-niemieckie megaprojekty, takie jak nowy europejski system lotnictwa bojowego przyszłości (FCAS, Future Combat Air System) oraz francusko-niemiecki czołg bojowy (MGCS, Main Ground Combat System).

Le Pen groziła w kampanii wyborczej anulowaniem tych projektów i nazwała Niemcy „absolutnym negatywem francuskiej tożsamości strategicznej”. Napięcia francusko-niemieckie mają obiektywne przyczyny i będą się nasilać także pod rządami Macrona, ale klasa rządząca w Niemczech ma nadzieję na jak najdłuższe kontynuowanie współpracy i wykorzystanie jej do własnych planów zbrojeniowych.

Niedawny komentarz w Der Spiegel zatytułowany „Jak nauczyłem się kochać bombę” wzywa do posiadania przez Niemcy broni jądrowej i udziału we francuskiej „Force de frappe” (Siły nuklearne francuskich sił zbrojnych) — także w kontekście rosnących napięć z USA.

„Pod względem bezpieczeństwa jesteśmy bardziej zależni od USA niż od Rosji, jeśli chodzi o energię” — narzeka autor i były redaktor naczelny gazety Bild, Nikolaus Blome. Dlatego czas nagli. „Jeśli Putin utrzyma się na stanowisku, a Trump wygra kolejne wybory w USA — pisze — to do końca 2024 roku Bundeswehra będzie w dużej mierze zdana sama na siebie”. Ponieważ Trump „nie zaryzykowałby wojny jądrowej dla Niemiec czy Europy, nie mówiąc już o jej prowadzeniu”.

Apokaliptyczny wniosek Blome'a brzmi: Berlin musi być w stanie zrobić to sam! Nie powinno być „nie do pomyślenia, że Niemcy uzbroją się w broń jądrową. Że wraz z Francją może utworzyć wspólny parasol nuklearny nad UE”. Cynicznie cytuje Macrona, który ukuł hasło „L'Europe qui protège”, czyli „Europa, która chroni”. Sformułowanie to pasowało już podczas pandemii koronawirusów — twierdzi Blome — a teraz „z powodu Putina ... jeszcze lepiej przez długi czas”.

Takie patologicznie wojownicze komentarze rzucają światło na zbrodniczy charakter klasy panującej i jej systemu. W wyniku pandemii kapitalistyczny zysk poświęcił już miliony istnień ludzkich — w tym ponad 135 000 w Niemczech. Teraz jest gotowa zaryzykować przetrwanie całej ludzkości w III wojnie światowej z użyciem broni jądrowej. Jedynym sposobem zapobieżenia tej katastrofie jest niezależna mobilizacja klasy robotniczej w oparciu o program socjalistyczny.

Loading